Ameryka Express 4, odc.1, Daria Ładocha, TVN/Piotr Filutowski

“Mam apetyt na życie” mówi Daria Ładocha. Prowadząca program “Ameryka Express” podczas naszego Facebook Live, opowiedziała nam o ulubionej kuchni, swoich tatuażach i niezliczonych podróżach!

Daria jest prowadzącą program “Ameryka Express”, gotuje w Dzień Dobry TVN oraz pisze blogi… sporo działasz! A jakie jest Twoje życiowe motto?

- Reklama -

Moje motto życiowe to… zaskoczyłeś mnie tym pytaniem… Ale moim mottem jest “jutro zaczyna się dziś” – że wszystko co chciałeś zrobić jutro, powinieneś zrobić dzisiaj, bo życie jest bardzo kruche. Kiedyś specjaliści od PRu powiedzieli mi, że mój wizerunek jest bardzo rozmyty – bo piszę książki, mam blogi, pracuję w telewizji, gotuję, mam programy telewizyjne na TVN Style… Ja pomyślałam sobie “to jest nagle zarzut?” To wynika z tego, że ja mam naprawdę ogromny apetyt na życie. Stąd też zajmuję się jedzeniem – bo to gdzieś się bardzo łączy… i dlaczego mam nie korzystać z tego życia i nie czerpać z niego pełnymi garściami. Tak robię i tego uczę moje dzieci.

Wiem, że lubisz gotować. Ulubione danie?

O to każdego dnia inne. Ale jak zapytasz mnie dzisiaj to łazanki z suszonymi pomidorami i czarnymi oliwkami. Czyli taki twist nowoczesności i naszych kochanych łazanek.

Brzmi ciekawie, a jak to się przygotowuje?

A mogę powiedzieć, bo przed chwilą robiłam właśnie przepis video. Właśnie dostałam takie pytanie – moja ulubiona potrawa na dziś, więc musiałam to nagrać. Robi się to bardzo prosto – cebula, kapusta kiszona odciśnięta, pokrojona. Do tego wywar grzybowy i grzyby – dusimy 20 minut razem z sosem. Kiedy już kapusta będzie miękka dodajemy makaron łazanki. Do tego suszone pomidory, oliwki i zielona pietruszka. Mieszamy i gotowe!

Wielu z nas gotuje kuchnię tajską, chińską, indyjską… Jednak na świecie nie słyszy się, aby ktoś gotował polską kuchnię. Jak to wygląda?

No “cudze chwalimy, swego nie znamy”. Myślę, że to jest wynik tego jak to się zaczęło. Pierwsza książka kucharska, która powstała w XVII wieku była wspaniałym zbiorem dań polskich, które były niesamowicie doprawione, które były bardzo mięsne i rybne. Natomiast jakoś tak to się stało, że nie krzewiliśmy naszej kultury kulinarnej na świecie. I na przykład francuzi, którzy – mogę to śmiało powiedzieć – byli bardzo daleko za nami – przekazywali przepisy z pokolenia na pokolenie. I dzisiaj trudno jest zobaczyć mamę, która uczy swoje dziecko robić pierogi. Natomiast na moje warsztaty kuchni tajskiej ludzie przychodzą tłumnie i nie ukrywam, że również przyjeżdżają od was!

Byłem w Tajlandii, więc wiem jak doskonałe jest ich jedzenie. A co jest twoim ulubionym daniem z kuchni tajskiej?

Kuchnia tajska ma bardzo dużo dań, które ja uwielbiam. Natomiast moim okrętem flagowym jest zupa tom yum goong, czyli zupa ostro-kwaśna z krewetkami. To jest też zupa po której ja rozpoznaję restauracje tajskie. Tam oczywiście bardzo dużo restauracji jest przepysznych, natomiast po tej zupie rozpoznaję restauracje w Polsce. Bo jeśli ktoś potrafi doprawić tę zupę wedle sztuki, to wiem że gotują zgodnie z kuchnią tajską. Jeśli nie, to wiem że to jest taka naciągana “szkoła tajska”…

A jeśli miałabyś przygotować coś teraz w czasie kwarantanny, mimo że w lodówce nie ma zbyt wiele rzeczy, bo nie zdążyliśmy zrobić zakupów – co byś przyrządziła na szybko – tak z pięciu – sześciu składników.

Z kuchni tajskiej czy polskiej?

Sama wybierz.

No to może z tajskiej – bo mleko kokosowe czy pasta curry mogą stać w lodówce – bardzo łatwo się je przechowuje. Wystarczy podgrzać pastę curry z odrobiną tłuszczu żeby wyekstrahować cały aromat, dodać liście limonki kafir, które mam zawsze w zamrażalniku i mleko kokosowe. I do tego pełna dowolność – możemy dodać kurczaka, tofu, możemy dodać wołowinę, wieprzowinę… Na koniec warzywa – na przykład przy kurczaku to z warzyw dodałabym – cukinię, szparagi i marchewkę pokrojoną w słupki. Doprawiłabym to sosem sojowym, sosem rybnym. Do tego odrobina cukru – ja uwielbiam cukier palmowy. I na koniec bazylia tajska – jeżeli jej dzisiaj nie mamy. Można dodać naszej zwykłej mięty ogrodowej – i tajowie pobłogosławili ten przepis – powiedzieli, że może być.

Widzę, że masz dużo tatuaży. Ile dokładnie?

Oj, nie liczyłam. Po raz pierwszy ktoś mnie o to pyta. Chyba dziewięć.

A to jest tak, że każdy coś przedstawia i symbolizuje coś? Czy zrobiłaś je na zasadzie – idę sobie jedną z tajskich uliczek, widzę pana, który robi tatuaże, sprawdzę co pan ma ciekawego w katalogu…?

W życiu bym tak nie zrobiła tatuażu! Wszystkie moje tatuaże wykonał jeden człowiek. Człowiek, z którym poznajemy się przez te wszystkie lata – bo to już trochę tych lat minęło… Oprócz pierwszego tatuażu, tak zwanego błędu młodości – bo wiadomo, że ci co lubią tatuaże mają jakiś pierwszy i ten pierwszy pozostawia wiele do życzenia. I ja też mam taki jeden pierwszy, chociaż wcale się go nie wstydzę, ale też ciężko go zobaczyć. To było jeszcze w czasach kiedy trzeba było się pytać mamę o zgodę – no więc ja się o zgodę mamy nie zapytałam, a tatuaż był ukryty przez długie lata i ona nawet nie wiedziała o jego istnieniu.

Każdy mój tatuaż coś oznacza. Dlatego na pytanie, czy tatuaże mi się nie znudzą – zawsze odpowiadam, że nie. No bo jak może mi się znudzić miłość do mojej córki, miłość do mojej drugiej córki, jak może mi się znudzić miłość do mojej babci, która zawsze mnie pilnowała. Tutaj właśnie mam rękę fatimską – moja babcia z każdej podróży przywoziła mi rękę fatimską żeby ona mnie chroniła. Nie wiem jaką babcia dorabiała do tego ideologię, natomiast pewnego razu – było to chyba z 4 czy 5 lat temu – poczułam się strasznie samotna. Tak samotna, że najbardziej na świecie brakowało mi mojej babci, która się mną opiekowała i mnie pilnowała. Postanowiłam więc sobie zrobić taki tatuaż i teraz zawsze jak czuję samotna, albo jakaś niedoopiekowana to patrzę się na to oko i myślę sobie, że babcia na mnie spogląda – nawet teraz. Więc te tatuaże – każdy z nich coś oznacza, każdy z nich jest jakąś historią – to jest historia z mojego życia. Więc myślę sobie, że jeśli tak podchodzi się do tych malunków na ciele to trudno jest żeby one się znudziły.

Wiem, że masz plany na dzisiejszy wieczór – będzie joga przez Zoom…

Tak, zaraz będzie joga. Rok temu byłam na jodze w Indiach, natomiast teraz z wiadomych powodów nie możemy polecieć do Indii, więc o 19:00 we wtorek, środę i czwartek spotykamy się wszyscy na macie i ćwiczymy razem. To też jest poczucie jedności i tego, że nawet koronawirus nas nie rozdzieli.

Wspomniałaś o podróżach. Ile krajów już odwiedziłaś?

Oj nie wiem. Tego nigdy nie liczyłam i nie będę liczyć – dlatego, że jest jeszcze mnóstwo tych które chcę odwiedzić. Więc ja to sobie policzę, kiedy przyjdzie taki moment, że będę musiała zamknąć oczy na zawsze. Zrobię sobie rachunek sumienia i wtedy może uda się to wszystko policzyć. Poza tym ja nie jestem zbyt dobra z matematyki i na przykład pieniądze w naszym domu liczy mój partner, a nie ja – i tak żeby lepiej pozostało.

A ulubione miejsce na świecie? Domyślam się, że Tajlandia, ale może coś innego?

Na dzień dzisiejszy moim ulubionym miejscem na świecie jest dom mojej przyjaciółki na Sardynii, która jest tam uwięziona z dwójką dzieci i rozdzielona z mężem, który jest na Gibraltarze. Ani ona nie może do niego polecieć, ani on do niej. Ja też nie mogę do nich polecieć, a dzisiaj ona ma urodziny. Więc dzisiaj najbardziej na świecie chciałabym być u niej w domu, wypić z nią lampkę wina i najeść się pysznego makaronu.

Czy często podróżujesz z córkami?

Zawsze. No prawie zawsze – na jodze byłam sama. Natomiast moje córki to są dziewczyny, z których chciałabym zrobić obywateli świata, a nie tylko jednego kraju. W związku z czym targam je po całym świecie i powiem szczerze, że z każdej podróży przywożą coś innego i każda nasza podróż jest taką wyspą szczęśliwą. Podczas takich podróży budują się nasze więzi, spędzamy dużo czasu razem i myślę, że to są silniejsze i ważniejsze rzeczy niż to, że mama chodzi do pracy, a dzieci siedzą w szkole.

Wiadomo, że podczas kręcenia “Ameryki Express” czy “Agenta” nie mogłaś być chyba z córkami?

No nie, ale one wtedy wiedziały, że mama pracuje, spełnia swoje marzenia i niedługo wróci.

Czy wyobrażasz sobie kiedyś prowadzenie programu podróżniczego? Coś jak Martyna Wojciechowska? Ładocha na krańcu świata?

Na pewno nie, bo takie programy są już zadedykowane Martynie i ja mogłabym ewentualnie wymyślić sobie swój własny format. Na przykład jak podróżować z dziećmi, albo miejsca które nieodzownie łączą się z kulturą jedzenia… Na pewno połączyłabym to z jedzeniem, dlatego że dla mnie odwiedzanie różnych krajów to jest nie tylko poznawanie krajobrazu, który tam jest. Ja szukam “lokalsów”, szukam kuchni, szukam zakotwiczenia na chwilę żeby poznać tych ludzi… Więc podróżowanie dla mnie to coś więcej niż tylko wyjazd “tam i z powrotem”.

Ameryka Express 4, odc.1, Daria Ładocha, TVN/Piotr Filutowski

Czy podróżując brakuje ci dostępu do polskiej telewizji? TVNu, czy jakiegokolwiek innego kanału?

Ale ja zawsze sobie mogę odpalić Playera i jestem na bieżąco. Jeżeli chcę coś obejrzeć to mam możliwość.

Chciałem jeszcze poruszyć temat Agenta Gwiazd. Udało się wygrać, gratuluję.

Dziękuję, to była ciężka praca.

Jak wspominasz te czasy? Tak naprawdę patrząc z punktu widzenia Ameryki Express jesteś na innym… etapie. Przeżyłaś już wiele, więc jak to wygląda jeśli chodzi o zadania czy samą walkę o to żeby dotrzeć do konkretnego miejsca.

Ja myślę sobie, że taki program bardzo uczy odkrywania samego siebie. Jak ja pojechałam tam… z taką ekipą… Miałam mistrzynię świata – a nawet dwie – czyli Agnieszkę Rylik i Asię Jędrzejczyk. Miałam Kędziora, czyli super łebski łeb. Miałam Odetę Moro, która z niejednego pieca chleb jadła, Olgę Frycz – świetną aktorkę… Naprawdę zebrało się tam świetne towarzystwo i jak ja tam przyjechałam to w życiu nie pomyślałam, że mogłabym z nimi wygrać. Ale po kilku chwilach zorientowałam się, że to jest super gra – gra strategiczna. I żeby wygrać, trzeba grać. I ja grałam… i wygrałam.

A najtrudniejsze zadanie?

Oczywiście zamknięcie się w trumnie, bo mam klaustrofobię. To było bardzo trudne zadanie. Natomiast chciałam dokonać niemożliwego. W sytuacji w której przyjdzie mi kiedyś zmierzyć się z trudnym zadaniem zawsze będę mogła odwołać się do tego, że zrobiłam coś czego nie zrobiłabym wcześniej. W związku z tym… będę to zadanie wspominać jako najbardziej hardkorowe.

A powiedz czy tęsknisz za wykonywaniem zadań? Teraz jesteś po stronie prowadzącej, ale czy tęsknisz za wykonywaniem zadaniem?

W “Ameryce Express” myślę, że uczestnicy mają naprawdę trudne zadania. Był czas, kiedy byłam uczestnikiem i teraz jest czas kiedy jestem prowadzącą… I myślę, że wszystko dobrze poukładało się w czasie.

Rolę prowadzącej przejęłaś od Agnieszki Woźniak-Starak. Czy starałaś się podejrzeć to jak ona wcześniej to robiła? Nauczyć się czegoś od innych prowadzących?

Myślę, że jest to absolutnie niemożliwe. Każdy prowadzący w każdym innym kraju – a było już 35 edycji na świecie –  jest kompletnie inną osobą. I generalnie nie ma instrukcji obsługi jak poprowadzić ten program. Bardzo wiele zależy od energii, temperamentu takiej osoby i tego kim jest. W związku z czym – ja jadąc tam nie chciałam zastąpić Agnieszki. Stworzyłam po prostu zupełnie inną postać prowadzącej. Te porównania, które gdzieś na początku się pojawiły – były oczywiście bolesne i niesprawiedliwe – zarówno dla niej jak i dla mnie. Więc myślę, że nie należy tego robić i trzeba przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza każdego prowadzącego w każdym programie. Najtrudniejszą rzeczą jest kogoś zastąpić, bo widz ma już swoje oczekiwania, ma swoje przyzwyczajenia… Nie ukrywam, że to była bardzo trudna część tej całej zabawy i pracy. Mam nadzieję, że widzowie będą przede wszystkim śledzić losy uczestników. Dlatego, że prowadząca jest tylko tłem. To co robią tam uczestnicy, z czym się mierzą, kiedy pokonują samych siebie, kiedy wychodzą ze strefy swojego komfortu i z popularnych ludzi stają się nikim… w kraju, w którym tak jak na przykład w Gwatemali panuje ubóstwo. Tam gdzie jest bardzo ciężko dostać się do czyjegoś domu, bo ci ludzie sami nie mają domów. Ciężko jest o jedzenie, bo ci ludzie sami nie mają jedzenia… To jest bardzo wzruszająca historia o 16 wspaniałych, którzy zmierzyli się sami z sobą. Moją rolą było tylko gładko ich przez to przeprowadzić, żeby odczuli to wszystko jak najdelikatniej na własnej skórze. Więc chciałabym prosić wszystkich widzów o to żeby przede wszystkim ich dopingowali.

Komu dopingujesz najbardziej?

Ja dopinguję wszystkim. Byłam w tej najlepszej sytuacji, że kiedy byli podzieleni na drużyny i ktoś strzelił gola, ja zawsze się cieszyłam. Kiedy komuś udało się wygrać immunitet – ktokolwiek by to nie był – zawsze się cieszyłam. Ja miałam ten przywilej, że mogłam być tą, której ekipa zawsze wygrywa. Bo niezależnie od tego kto wygrywał – ja zawsze się cieszyłam.

Czy twoim zdaniem znajomość języków obcych – tutaj widzimy dobry przykład braci Collins, którzy dobrze sobie radzą po hiszpańsku i biegle mówią po angielsku – pomaga w takim programie?

Powiem ci z punktu widzenia uczestnika. Ja chyba przez osiem odcinków w Agencie oszukiwałam, że nie znam hiszpańskiego, więc było mi dużo prościej bo wiedziałam jak będą wyglądały zadania, rozumiałam nawet jak różni ludzie którzy brali udział w zadaniach rozmawiają między sobą i wiedziałam o czym mówią. Natomiast to, że skrywałam to przed uczestnikami było moim atutem. To się bardzo przydaje. Myślę sobie, że można mieć bardzo mocną przewagę nawet jeśli zna się podstawy hiszpańskiego.

 Wiemy też, że gotujesz w Dzień Dobry TVN.

Teraz podczas kwarantanny jesteśmy podzieleni na grupy, więc będę w piątek…

Co w Wielki Piątek przygotujesz w Dzień Dobry TVN?

Będą pyszne dania ze śledzi. Będą pieczone ziemniaki i bardzo dużo kolorowych potraw. A śledzie będą w innej odsłonie niż te, które serwujemy sobie na święta Bożego Narodzenia. Więc będzie zdrowo, kolorowo i mam nadzieję, że pysznie…
Chciałam powiedzieć, że dzieje się pewna magia podczas tej kwarantanny. Dlatego, że wszyscy mamy źle – siedzimy w tych domach… To odpowiedź publiczności na to co robimy w pracy – między innymi ja w Dzień Dobry TVN zaskoczyła mnie tak, że wzruszyłam się do łez. Ja gotowałam w środę dania słodkie – to widzowie przesyłali mi zdjęcia swoich dań słodkich, które wykonali po obejrzeniu programu. Jak robiłam makarony – przysyłali zdjęcia makaronów. Jak robiłam lasagnię – przysyłali zdjęcia lasagnii. I to nie jedno czy dwa, ale naprawdę dostałam mnóstwo wiadomości, za które bardzo dziękuję. To oznacza, że widzowie są z nami, śledzą nas i mają czas – więc mogą wypróbować nasze przepisy.

W tym roku, z wiadomych przyczyn Wielkanoc nie będzie taka jak zawsze. Ale jakie masz plany wielkanocne jeśli chodzi o potrawy? Czy bardziej tradycyjnie, czy coś nowego?

Powiem szczerze. W ubiegłą Wielkanoc zmarł mój tato. Więc te święta Wielkanocne będę starała się przetrwać – żeby nie płakać, żeby być z moją rodziną. Moja Mama będzie w innym mieście – bo nie może do nas przyjechać… Więc modlę się o to żeby potrafiła sobie zainstalować Skype’a. I nie chcę nikogo zasmucać, bo to są normalne rzeczy – one się dzieją… Dzielę się z tym, bo to jest rzecz ludzka. Smutek, żal, tęsknota – to są rzeczy z którymi każdy z nas się spotyka i każdy z nas przeżywa. Więc nie będę ci mówić o pisankach, białej kiełbasce i o tym, że będę się prześcigać w daniach z siostrą. Będę starała się pójść na spacer z moimi córkami, poopowiadać im historie o dziadku… no tak, nie pójdziemy na spacer – to chociaż na taras. Powspominamy dziadka i będę starała się to przetrwać, bo wszystkie córki są bardzo związane ze swoimi ojcami.

Czy znasz jakieś tradycje wielkanocne z innych krańców świata?

Songkran, czyli Święto Wody z Tajlandii. To jest podobne do naszego Śmigusa Dyngusa, tylko trwa cały tydzień i podczas Songkranu jest blisko 30 000 wypadków w Tajladnii, bo oni się na serio leją wodą… Wylewają sobie beczki wody na przednie szyby w samochodach – co oznacza oczywiście, że są wypadki. Święto Wody jest tam naprawdę spektakularne i przeżycie czegoś takiego sprawia, że Śmigus Dyngus w Polsce już nigdy nie będzie wyglądał tak samo. Przeżycie tego z jakim namaszczeniem oni się leją wodą… Oczywiście robię to samo moim bliskim, choć nie tak mocno…

Pracujesz w stacji TVN, prowadzisz programy w innych stacjach należących do TVN Discovery. Tak naprawdę jeśli miałabyś możliwość wyboru jednego programu, który bardzo byś chciała poprowadzić – jaki byłby to program i gdzie?

Ja prowadzę dokładnie ten program o którym marzyłam, czyli “Ameryka Express”. To było moje największe marzenie. Na razie jestem bardzo szczęśliwa, że on jest emitowany, że tam jestem… i ciężko myśleć mi o innych rzeczach. Myślę, że jak skończy się emisja programu, to dopiero wtedy zacznę się rozglądać za tym co dalej.

Będzie kolejna edycja?

Koronawirus nam skutecznie utrudnia, to wszystko co możemy na ten temat powiedzieć. Myślę sobie, że światowa epidemia będzie wytyczać nam trendy – czy będziemy latać po świecie i ścigać się za pomocą stopa, czy też nie. Koronawirusie, bądź łaskawy.

Wiemy, że angielska kuchnia nie jest najlepsza na świecie. Czy miałaś możliwość spróbowania jej i odtworzenia u siebie w domu?

Raczej nie. Byłam tylko na jarmarku świątecznym w Lodnynie – w sumie na kilku jarmarkach. I byłam w Winter Wonderlandzie, które było najwspanialszym przeżyciem na świecie. Moje córki już miały dość, a ja błagałam je “chodźcie jeszcze trochę, proszę!” Przepuściłam strasznie dużo kasy na karuzelę no i tam miałam okazję spróbować takich jarmarkowych dań. Natomiast – przykro mi Londynie, Anglio… wszyscy mieszkańcy Wielkiej Brytanii muszą mi to wybaczyć, ale kuchnia angielska nie jest moim faworytem.

Fasolka, brownie… nie?

Nie. U mnie jest zupka jesienią i zimą. Latem sałaty, nowalijki, chleb, który sama piekę. Awokado, jajka bardzo lubię…

To coś cię łączy z Anglią. Tutaj jajka są na śniadanie i pod każdą postacią.

Tak.

A po tajskiej jaka kuchnia jest twoją ulubioną?

Chyba nie ma tak, że ulubioną… Jestem szefem kuchni tajskiej. Siłą rzeczy kocham i rozwijam się w tej materii. Natomiast lubię kuchnię włoską, lubię kuchnię grecką. Lubię kuchnię japońską, peruwiańską coraz bardziej… Pracuję w Instytucie Sztuki Kulinarnej i tam pracuje 30 trenerów – każdy innej narodowości i każdy prowadzi warsztaty z innej kuchni etnicznej. To są moi przyjaciele z pracy więc mam okazję próbować różnych specjałów. Kuchnia hinduska też – uwielbiam. Tak jak mówiłam – mam apetyt na życie i mam apetyt na jedzenie – w związku z tym zajmuję się tym, czym się zajmuję. Każda kuchnia przynosi coś dobrego i jestem pewna, że kuchnia angielska też mnie jeszcze zaskoczy.

Mamy nadzieję! Chciałem jeszcze zapytać o sposobie na kwarantannę. Wszyscy jesteśmy na tym etapie, że musimy siedzieć w domach i za wiele nie możemy robić. Z twojego punktu widzenia jak możemy wykorzystać ten czas? Do nauki gotowania czy też zajmowania się dziećmi? Co możesz zaproponować rodzinom?

No my gramy w różne gry. Jenga, gramy w pięć sekund, gramy w Dobble… I to są rzeczy, które razem robimy. Również gotujemy razem. Moje córki wspinają się na wyżyny swoich kompetencji prowadząc program “Patenciary”, więc one również gotują w domu. Oglądamy razem filmy. Razem z moją córką robimy razem brzuszki, rozciągamy się, więc myślę, że możliwości jest bardzo dużo. Można też zrobić porządki w szafie, można wyrzucić niepotrzebne rzeczy, można sobie urządzić taras… Ja odświeżyłam grę na pianinie, można pouczyć się języków… Inteligentni ludzie się nigdy nie nudzą. Więc ci, którzy mają listę rzeczy, którą odkładali na później – to jest ten czas kiedy można odhaczać z tej listy wszystkie swoje ulubieństwa.

Wiadomo, że plany wakacyjne w tym roku są trochę rozwiane, bo nie wiemy gdzie będziemy – ale gdzie planowałaś w tym roku spędzać wakacje?

U mnie to jest bardzo spontanicznie, więc nie było planów gdzie pojedziemy na wakacje. Na pewno chcieliśmy polecieć na Sardynię, do Nicei do moich przyjaciół. Chcieliśmy zrobić objazdówkę po naszych bliskich, a co zrobimy to się jeszcze okaże.

Czy chciałabyś powiedzieć coś jeszcze dla naszej Polonii?

Chciałam Wam wszystkim życzyć Wesołych Świąt. Żebyście pamiętali, że siła jest w nas i ja myślę, że przetrwamy to… Może świat zrobił nam takiego pstryczka w nos żebyśmy wiedzieli co jest dla nas ważne, przewartościowali kilka rzeczy i przede wszystkim zwolnili. To co wam życzę – to przede wszystkim dużo uśmiechu. Dlatego, że uśmiech jest najlepszym lekarstwem na wszystko, a jak będziemy potrafili śmiać się z siebie to już jest bardzo duży sukces i dobra gwarancja na to, że życie będzie piękniejsze. Życzę wam tego żebyście się bardzo dużo uśmiechali.

“Ameryka Express” oraz “Dzień Dobry TVN” możesz oglądać w Player.pl, dzięki pakietowi TVN International. Więcej o TVN International i wspólnej akcji MagazynuPL oraz Player.pl znajdziesz tutaj.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Wpisz swoje imię tutaj