Niełatwo jest odtworzyć
atmosferę rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia mieszkając w obcym kraju, z dala
od najbliższych. W stworzonych przez nas rodzinach, tu, na obczyźnie, staramy
się pielęgnować zaszczepione w dzieciństwie polskie tradycje. W poczuciu
potrzeby – ewentualnie obowiązku  – zachowania tożsamości
narodowo-kulturowej, celebrujemy Święta w tradycyjny, polski sposób,
przekazując jednocześnie ten komunikat naszym dzieciom.

 

Nieco trudniej w zachowaniu tradycji świątecznych
mają rodziny wielokulturowe, które muszą obrać jakąś drogę  w tym tak
ważnym okresie, jakim są Święta Bożego Narodzenia. O tym, jak istotna jest
własna tożsamość oraz różnorodność w rodzinie wielokulturowej opowiada Monika
Macierzyńska, założycielka Polskiego Centrum dla Rodzin Wielojęzycznych i
Wielokulturowych oraz mama dwóch dziewczynek, które wychowuje wraz z partnerem
w duchu wielokulturowości.
Jak podczas Świąt Bożego
Narodzenia zachować tożsamość narodowo-kulturową w wielonarodowej rodzinie? I
to w obcym kraju?
Myślę, że to jest niemożliwe jeśli ograniczymy
się jedynie do kwestii celebrowania świąt. Osoby, które pochodzą z odmiennych
kręgów kulturowych i decydują się na wspólne życie mają ten przywilej i
jednocześnie stoją przed wyzwaniem odmienności i różnorodności.
W socjologii znane jest pojęcie „my i oni”,
taki tytuł nosi jeden z rozdziałów książki Zygmunta Baumana ‘Socjologia’, są na
ten temat rozprawy i myślę, że wciąż schemat swojskości i odmienności będzie
zgłębiany bo gatunek ludzki się zmienia. Wracając do Twojego pytania, moim
zdaniem jeśli dwie dojrzałe osoby decydują się wspólnie żyć to ze świadomością,
że ich życie będzie bogate w zaskoczenia i konfrontacje. Nie wyobrażam sobie by
partnerzy nie prowadzili rozmów, w trakcie których odsłaniają karty i mówią co
jest dla nich bardzo ważne, a z czego mogą zrezygnować. Poznanie korzeni,
opowieści o tradycjach, o dzieciństwie, rodzinie – wszystko to ma znaczenie bo
wielu informacji nie znajdziemy ani w literaturze naukowej, ani w Internecie.
Zatem kwestia obchodzenia świąt powinna być już na początku ‘ustalona’. Pewnie
to brzmi jak umowa partnerów biznesowych, ale prawda jest taka, że aby w
przyszłości wykluczyć zbędne niesnaski, warto na początku związku zadać sobie
pytania o życiowe priorytety i gdy już pierwsza fala emocjonalnego uniesienia
opadnie, spojrzeć na sytuację trzeźwym okiem i zadać sobie pytanie – czy ja
mogę tak żyć?
Myślę więc, że celebracja świąt jest
indywidualną sprawą każdego członka rodziny, bez znaczenia czy w swoim czy w
obcym kraju. W Polsce dla jednych Boże Narodzenie jest przypomnieniem narodzin
Zbawiciela, dla innych zasłużonym odpoczynkiem i czasem dla rodziny, dla
niektórych to czas na wydanie całorocznych oszczędności, a jeszcze inni nie
wyobrażają sobie Świąt bez ‘Kevina’. Analogicznie dzieje się w wielokulturowej
rodzinie, w której każdy członek wnosi do niej takie tradycje jakimi sam żyje,
i celebruje je w najodpowiedniejszy dla siebie sposób.
Myślę, że ważne jest, czy mamy szansę spotkać
się z rodakami czy nie. Migranci cierpią na separację z rodziną i wszelkie
święta zwykle są tym okresem, kiedy dystans nam bardzo doskwiera. Wówczas
chcielibyśmy być jak najbliżej rodziny, nie zawsze to się jednak udaje. Wtedy
możliwość spotkania z rodakiem jest pewnym substytutem nie do przecenienia.
Łączyć tradycje, czy
zdecydowanie zachować ich odrębność?
Mogę powrócić do odpowiedzi na pierwsze
pytanie. Jednostka jaką jest rodzina winna poczynić takie ustalenia na początku
wspólnej drogi.
Osobiście preferuję poznawanie tego co nowe i
nie do końca odkryte. Dla mnie różnorodność jest bogactwem. Mam silną potrzebę
autoidentyfikacji. Nie mam poczucia, że muszę być dumna lub zawstydzona, że
jestem Polką, ale potrzebuję mieć w sobie jasność, że jestem Polką. Stąd w moim
domu i codziennym życiu jest dużo elementów polskich, jednak z drugiej strony
jestem niezwykle ciekawa odmienności, którą wnosi do naszego domu mój partner.
Lubię słuchać jak opowiada o swoim pochodzeniu, jaka jest jego perspektywa, bo
to mnie najzwyczajniej w świecie ciekawi.  

Myślę też, że dużo zależy od osobowości osób, które budują związek. Jednym
tradycje, eksponaty, daty są potrzebne do utrzymania porządku mikroświata. Są
też tacy, którzy żyją poza tradycją, kulturą, żyją bardziej w świecie własnych
pasji czy przekonań. Stąd jedni mogą do codzienności wnosić więcej elementów
tradycyjnych, a inni mniej.
Zastanawiam się nad odrębnością, o której
wspominasz. Myślę, że jeśli bycie w związku nie daje prawa do zachowania
odrębności to jest to związek, który prędzej czy później okaże się toksycznym.
Zachowanie odrębności jest tym samym co prawo do wolności bez znaczenia czy
mówimy o związku jedno czy wielokulturowym.
W jaki sposób wprowadzić
dzieci w wielokulturowe Święta, tak aby umiały odpowiednio przekazywać te
tradycje dalej?
Na to pytanie będę chyba mogła odpowiedzieć za
10, 15 lat. Mam nadzieję, że wówczas ponownie zaprosisz mnie do wywiadu
(śmiech). Zupełnie szczerze na to pytanie mogę odpowiedzieć jedynie w sposób
życzeniowy. Mam nadzieję, że opowiadanie o Świętach, wspólne śpiewanie,
czytanie, pokazywanie czym Święta są dla rodzica, a także w miarę możliwości
celebrowanie Świąt z rodziną są silną podstawą. Cóż, nasz gatunek bardzo
przyspieszył w rzekomym rozwoju, z jednej strony techniczne rozwiązania tworzą
iluzję wolności i wartości, z drugiej mamy wykwit cudownych metod na spełnione
życie, których ilość i różnorodność aż zastanawia. Zmiany geopolityczne są
kolejnym czynnikiem, od którego zależy sytuacja rodzin. Trudno więc przewidzieć
jakie znaczenie będzie miała tradycja za 20 lat. Wierzę jednak, że człowiek ma
w sobie przestrzeń, w której zwyczajnie potrzebuje wiedzieć kim jest i to w tej
przestrzeni będzie zawsze poszukiwał samego siebie. Być może tam tradycja,
przekonania, praktyki i wierzenia będą najbardziej pielęgnowane…
Co jest najtrudniejsze
dla rodzin wielokulturowych w czasie Świąt?
Myślę, że brak współodczuwania jest głównym
problemem. Tu nie chodzi tylko o różnorodność kulturowo-religijną, ale także o
język, w którym śpiewane są kochane piosenki i pisane drogocenne wiersze,
znajomi z przeszłości, z którymi niegdyś budowaliśmy piękne doświadczenia,
które obecnie możemy jedynie wspominać… Tak, myślę, że największym wyzwaniem
jest brak podobnego odczuwania w podobnej sytuacji, czy też w pewnej
cykliczności sytuacji.
Co zrobić, jeśli
partner(ka) narzuca jednynie swoje tradycje odrzucając nasze?
I znów powracam do pierwszego pytania. Ważna
jest mądrość człowieka na początku wejścia w wielokulturowy związek, choć
oczywistym jest, że nie wszystko da się przewidzieć. Często związki zawierane
przez osoby z tego samego miasta nie są w stanie przetrwać próby czasu. Myślę,
że pytanie, które zadałaś bardzo głęboko dotyka kwestii człowieka i jego prawa
do bycia tym kim jest. Nie ma na to pytanie jednej odpowiedzi właśnie dlatego,
że w różnych kulturach różne wartości są gloryfikowane i każde państwo ma
odmienny system prawny, a przypuszczam, że aż do karty prawa trzeba by sięgnąć.
 Wielka
Brytania daje ułudę wolności. Tu można spotkać każdego, zakochać się w każdym,
każdego rozczarować, itd. Jednak ponieważ jest tu tak ogromna płynność, chyba
łatwiej ludziom zwyczajnie się rozejść niż trwać. Tutaj łatwiej dać słowo i się
z niego nie wywiązać i myślę, że taka niepisana norma dotyczy większości sfer
życia. Są jednak szerokości geograficzne, gdzie nie ma ani wolności, ani iluzji
wolności i tam walka z nierównością wygląda zupełnie inaczej niż tu, gdzie my
mieszkamy.
Wróćmy do tematu dzieci.
Czy lepiej jest wybrać jedną kulturę i wdrażać ją w życie rodzinne – aby „nie
mieszać im w głowie” – czy pozwolić im wsiąkać w wielokulturowe
środowisko?
Kolejne pytanie, na które odpowiadam bardziej
na podstawie własnych przemyśleń i poszukiwań niż doświadczeń bo moje córki są
jeszcze za małe bym mogła objąć jednoznaczne stanowisko. Ponownie odnoszę się
do osoby i jej preferencji. Jeśli partnerzy, małżonkowie dochodzą do
porozumienia, że jedna kultura i jedna religia będzie dominowała w domu to podejmą
decyzję, która według nich będzie słuszna.
Jeśli zdecydują o wielokulturowości, także będą
mieli rację. Dlaczego? Bo tego typu decyzje wynikają z wnętrza, z percepcji
człowieka i chyba w takiej sytuacji jest najważniejsze aby pozostać prawdziwym
i wiernym sobie.
Jeśli chodzi o mieszanie dzieciom w głowach to
jest to ciekawe spostrzeżenie. Jako dziecko bardzo dobrze czułam się w
środowisku polskiego kościoła katolickiego. Wszystko było znane choć nie do
końca rozumiane. Pamiętam moją drugą wycieczkę do Francji. Pamiętam, że
uczestniczyłam w Mszy Swiętej w Bazylice Notre Dame w Paryżu i nie mogłam wyjść
z podziwu, że tam klęka się w innych momentach niż w moim kościele parafialnym.
Zdumienie moje trwało długo i było bezgraniczne! To był pierwszy szok kulturowo-religijny
jakiego doznałam. Z biegiem czasu podobnych doświadczeń przybywało i jeśli mam
być szczera, nie postrzegam siebie jako kogoś bardzo pogubionego wewnętrznie.
Dzieci wychowujące się w rodzinach wielokulturowych w sposób naturalny są
potomkami różnorodności. Prędzej czy później uświadamiają sobie, że w domu mówi
się różnymi językami, że rodzice pochodzą z różnych kultur itd. Myślę, że w
przypadku kultury, jeśli obydwoje rodzice zachowają własną tożsamość, nie ma
powodu do zmartwienia, że dzieciom się te nurty pomieszają bo tak się raczej
nie stanie. W przypadku religii jest trochę inaczej. Religie zarówno
monoteistyczne jak i politeistyczne mają w sobie elementy, które wykluczają
inne nurty.
Moim zdaniem dużo zależy od samoświadomości rodzica. Jeśli jest on wewnętrznie
uporządkowany w kwestii swojego pochodzenia to ma wielkie szanse by równie
klarownie zaszczepić swój światopogląd w swoich dzieciach, jeśli jednak sam
jest pogubiony, nie oczekujmy, że przekazywane przez niego komunikaty będą spójne.
Moim zdaniem lepiej jest przekazać kulturowe i religijne minimum niż
niedookreśloną współczesną matnię. Myślę, że dzieci mogą mieć znacznie
poważniejsze problemy z własną tożsamością gdy nie otrzymają żadnego kierunku
autoidentyfikacji niż wówczas gdy będą ich mieć minimum dwa.
Nie chcę tu specjalnie odkrywać osobistych
preferencji, ale powiem tak. Jeśli Bóg istnieje, to wie co robi gdy stwarza
nowe religie, tak samo dzieje się jeśli istnieją bogowie. Skoro istnieją
religie to pewnie taka RÓŻNORODNOŚĆ jest ludziom potrzebna. Jeśli ludzie
zmieniają wyznania to pewnie mają ku temu powody i jeśli dzieci rodzą się w
wielokulturowości to prawdopodobnie jest to dla nich najlepsze miejsce rozwoju.
Mam duże zaufanie zarówno do Opatrzności jak i naturalnego cyklu życia.
 Jak
wspomniałam wcześniej, osobiście lubię odkrywać nowe nurty i zwyczaje i sama w
domu staram się zadbać by córki miały jasne wyobrażenie o tym, kim są ich
rodzice i co się z tym wiąże. Nie wiem, czy powstały badania, na podstawie
których można orzec, że dzieci z rodzin wielokulturowych są bardziej pogubione
niż te z rodzin monolitycznych, ale wiem, ze czasem zarówno wielojęzyczność jak
i wielokulturowość ludziom przeszkadza, głównie w wieku dojrzałym, gdy
zaczynają poszukiwania prawdziwego ja.
Czy jako założycielka
Polskiego Centrum dla Rodzin Wielojęzycznych i Wielokulturowych spotykasz się z
rodzinami, dla których wielokulturowość stanowi problem zwłaszcza w okresie
świątecznym? Jak im pomagasz?
Polskie Centrum jest zbyt młodą organizacją by
zdążyć z pomocą na nadchodzące Święta, jednak faktycznie spotykam coraz więcej
rodzin migrantów, które nie doświadczają takiej radości świąt jakiej
doświadczali w rodzinnych stronach. Mam tu na myśli różne święta i różne
kultury. Ja jestem zwolenniczką budowania relacji. Moim zdaniem bez relacji
człowiek zawsze będzie samotny (mam tu na myśli zarówno relację do samego
siebie jak i drugiego człowieka).
Kilka lat temu sama byłam mamą, która odczuwała
silną potrzebę budowania relacji z polskimi mamami. Zaczęłam więc je budować.
Dziś widzę, że nie byłam jedyną, która łaknęła kontaktu i że nie tylko polskie
mamy są tak spragnione relacji. Teraz poznaję coraz więcej mam z innych krajów,
które wspominają o podobnych potrzebach więc zaczynam tworzyć kolejną grupę. Widzę
jednocześnie jak wiele związków międzykulturowych ma znikomą wiedzę na temat
szans i zagrożeń wielokulturowości zarówno w kontekście partnerstwa jak i
wychowywania dzieci.
Polskie Centrum jest organizacją non-profitową,
każdy z nas angażuje się w działania społeczne w miarę własnych możliwości.
Obecnie jesteśmy skoncentrowani na budowaniu relacji pomiedzy kulturami jak i
świadomym poznawaniu inności. Chodzi więc o to by dobitnie i jak najprawdziwiej
pielęgnować własną kulturę po to by poznanie różnorodności było tym bardziej
radosne i stymulujące. I tak jak budowanie relacji zakochanych w sobie ludzi
wymaga czasu i doświadczenia, tak też się dzieje w przypadku grup społecznych.
Każdy potrzebuje czasu, oswojenia czegoś nowego, otwarcia się na inność i dopiero
wówczas jest przestrzeń do współtworzenia. Do tej pory Centrum prowadziło
głównie imprezy oraz regularne zajęcia dla Polaków. Wciąż chcemy to robić bo
jak już wspomniałam, aby świadomie poznać inną kulturę, trzeba najpierw znać
swoje korzenie. Jednak chcę także zwrócić uwagę na to, co jest motywem
przewodnim naszej rozmowy – tworzenie rodziny wielokulturowej jest piękne, ale
i niełatwe. W takiej rodzinie pojawiają się kwestie, które nigdy nie będą
dotyczyły rodzin monolitycznych co ani jednych, ani drugich nie stawia na
pozycji wyższej lub niższej. Są to zwyczajnie inne modele rodzin. W Bournemouth
jest wiele rodzin wielokulturowych i wielojęzycznych, w których jednym z
członków jest Polak. Proszę mi wierzyć, że czasem osoby będące w takim właśnie
związku mogą się porozumieć tylko z kimś kto jest w podobnej sytuacji. Jest to
inny rodzaj więzi, którego również brak i który można zbudować. Dlatego mam
nadzieję, że Polskie Centrum stanie się zarówno przestrzenią, w której będą
mogły spotkać się różne grupy społeczne (ze względu na pochodzenie, religię i
kulturę), a także rodziny, które potrzebują znaleźć własną platformę, w której
będą mogły budować bezpieczne więzi.

Autor: Ewa Erdmann 
- Reklama -

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Wpisz swoje imię tutaj