Kiedy w trudnych latach 2011 i 2012 gospodarka ledwo
trzymała się na nogach, a przedsiębiorstwa padały jak kawki, stopa bezrobocia
zdawała się utrzymywać na stabilnym poziomie, a niekiedy – ku uciesze polityków
– wzrastać.
Jednak korzystna
sytuacja na rynku pracy nie była zasługą pracodawców zwiększających
zatrudnienie w swoich firmach, ale podyktowana była rozkwitem tzw.
samozatrudnienia (ang. self-employment). Cztery na dziesięć miejsc pracy
utworzonych w ciągu ostatnich czterech lat, zajmują osoby samozatrudnione,
czyli prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą.
Ich liczba –
obecnie 4,5 mln. – wciąż rośnie, co oznacza, iż zjawisko to nie jest wyłącznie
zasługą kryzysu, ale również kompilacji innych czynników. Osoby samozatrudnione
stanowią 15 proc. wszystkich pracujących – to najwyższy dotychczas odsetek.
Dlatego analitycy żarliwie debatują nad znaczeniem tego wzrostu dla obecnego
stanu gospodarki, jak również jej przyszłości.
Co zatem ten trend oznacza dla sytuacji ekonomicznej i społecznej w
Wielkiej Brytanii?
Maska
dla bezrobocia
W ubiegłym
tygodniu debatowano nad tą kwestią podczas ostatniego zebrania Komisji Polityki
Pieniężnej banku centralnego Wielkiej Brytanii. Brano pod uwagę dwa
rozwiązania: wzrost samozatrudnienia stanowi maskę dla bezrobocia, a zatem
oznacza ukryte tymczasowe spowolnienie gospodarcze bądź też jest oznaką stałych
zmian strukturalnych na rynku pracy. Od tego, które z obu zjawisk jest
prawdziwe, zależeć będzie wysokość stóp procentowych – jeśli członkowie komisji
banku centralnego Wielkiej Brytanii uznają, że mamy do czynienia z pierwszą
opcją, czyli ukrytym bezrobociem, to wstrzymają się z podniesieniem stóp
procentowych, jeśli natomiast postanowią, że rzeczywiście nastąpiły zmiany na
rynku pracy, to stopy procentowe ulegną podwyższeniu.
Jak donosi
dziennik The Independent, wśród członków komisji panuje niezgoda co do wytłumaczenia
wzrostu samozatrudnienia. A dzieje się tak, ponieważ dowody i informacje mające
pomóc w wyjaśnieniu tej kwestii są dwuznaczne i fragmentaryczne.
Nie
tylko dla młodych mężczyzn
Przede wszystkim
nie jest jasne, co tak naprawdę napędza ten trend. Po części jest to układ
demograficzny: urodzeni w czasie wyżu demograficznego wchodzą właśnie w wiek
emerytalny – wielu z nich zrezygnowało z pracy na pełen etat i zaczęło działalność
jako konsultanci. Ponadto, według statystyk to właśnie osoby powyżej 65 roku
życia częściej niż przedstawiciele innych grup wiekowych decydują się na
samozatrudnienie. Jak wynika z danych Bank of England, wielu z nich wybiera
własną działalność jako alternatywę dla zatrudnienia.
To jednak tylko
jedna strona medalu. Wzrost samozatrudnienia zbiegł się w czasie z reformą
systemu zasiłków. Cięcia w świadczeniach społecznych skłoniły wiele osób do
założenia własnej działalności, aby zapewnić sobie źródło dochodów. Między
innymi dlatego, samozatrudnienie stało się szczególnie popularne wśród kobiet.
Przed rokiem 2007, jedynie 30 proc. pań było własnym szefem, natomiast w ciągu
ostatnich kilku lat odsetek ten podwoił się i obecnie wynosi 60 proc.
Wkroczenie mniej zamożnych kobiet do świata przedsiębiorców podyktowane było
głównie rządowymi cięciami świadczeń socjalnych, w szczególności tych dla
samotnych matek.
Wrócić
za biurko
Czy jednak
ludziom odpowiada prowadzenie własnej działalności? Wyniki sondażu
przeprowadzonego niedawno przez zespół doradców Resolution Foundation ujawniły,
iż osoby, które w ciągu ostatnich pięciu lat założyły swoją działalność są
zadowolone z bycia własnym szefem. Natomiast spora liczba osób – 450 tys. – marzy
o powrocie do pracy w firmie.
Dodatkowo, osoby
samozatrudnione nie pracują często w pełnym wymiarze godzin. Ci, którzy założyli
działalność w ostatnich siedmiu latach to półetatowcy; 18 proc. z nich
chciałoby poświęcić pracy więcej czasu, w porównaniu do 10 proc. sprzed
kryzysu.
Niewiele wiemy o
sytuacji finansowej osób z własną, jednoosobową działalnością,  jednak szacuje się, że przeciętne dochody
samozatrudnionych wynoszą 12 tys. funtów rocznie – kwota nieco wyższa od
minimalnej krajowej pensji.
Gospodarcza
zagadka
Ekonomiści
zmagają się obecnie ze znalezieniem odpowiedzi na kluczowe dla brytyjskiej
gospodarki pytania.  Jak wpłynie na
konsumpcję fakt, iż jedna na siedem pracujących osób jest samozatrudniona? Czy
możemy oczekiwać, iż społeczeństwo zacznie mniej wydawać, a więcej oszczędzać,
jeśli ich dochody nie są stałe? Czy osoby samozatrudnione będą spędzały więcej
godzin i dni w pracy z powodu braku płatnego urlopu?
Wielu uznaje
wzrost liczby osób samozatrudnionych jako pozytywne zjawisko oznaczające
rozkwit przedsiębiorczości wśród osób o niskich dochodach. Jednak badacze z
Morgan Stanley nie podzielają tych optymistycznych poglądów argumentując, iż
liczba osób z własną działalnością zatrudniających pracowników obniżyła się o
10 proc. od 2007r.
Według Związków
Zawodowych coraz częściej mamy do czynienia ze zwalnianiem pracowników, a
następnie ponownym ich zatrudnianiem na umowę na czas określony, celem
uniknięcia kosztownych składek emerytalnych oraz ewentualnych problemów z
prawem pracowniczym. Jednym słowem, ponowne przyjęcie pracownika na tych
zasadach oznacza mniejsze zobowiązania wobec niego.
Zwiększone
rzesze samozatrudnionych stanowią nie lada zagadkę dla ekonomistów i polityków.
Czy epoka tradycyjnego pracownika dobiegła końca? Czy wkraczamy w erę
społeczeństwa- przedsiębiorców? Czy nowopowstała armia osób samozatrudnionych
wróci potulnie do swoich biurek i zakładów pracy, kiedy gospodarka w pełni się
odrodzi?
Trudno jest
znaleźć poprawną odpowiedź przy tak małej ilości danych. Czas zweryfikuje, czy
mamy do czynienia z narodzinami pokolenia przedsiębiorców, czy samozatrudnienie
to tylko tymczasowe rozwiązanie dla bezrobotnych i połetatowców.


Autor: Ewa Erdmann 
- Reklama -

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Wpisz swoje imię tutaj