Temat polskiej migracji do Wielkiej Brytanii wałkowany
był w brytyjskich mediach już wiele razy, stosunkowo rzadko jednak w tej
medialnej powodzi dawało się usłyszeć słowa, które tchnęłyby dla nas Polaków
otuchą, że oto nasi nowi sąsiedzi widzą w nas coś więcej, niż uprzykrzony
problem.

Tym przyjemniej
czyta się rozważania The Economist nad zjawiskiem, które on sam określa jako
“polski paradoks”.
Oto z jednej
strony mamy brytyjskich polityków, którzy niezależnie od partyjnych podziałów,
nad podziw w tym wypadku zgodnie, utyskują nad polską imigracją. Kuriozalne są
w tym przedmiocie zwłaszcza wystąpienia Jack’a Straw’a, który własnymi usty
krytykuje obecnie politykę laburzystowskiego rządu, który wpuścił do Wielkiej Brytanii
imigrantów, a w którym sam pełnił rolę ministra spraw wewnętrznych.
Z drugiej zaś są
statystyki, które – także zgodnie – wykazują, jak pozytywny wpływ mają na
Wielką Brytanię polscy imigranci i jak niesprawiedliwe, a przede wszystkim
niezgodne z prawdą jest pomawianie ich o pogarszanie sytuacji gospodarczej
kraju, wykorzystywanie systemu zasiłkowego, obciążanie służb publicznych oraz
wszelkie inne zło.

Spada przestępczość

W tych częściach
Anglii i Walii, w których jest wielu imigrantów znacząco (o ok. 1/3) spadły
wskaźniki przestępczości. Znacznie wyższe jest także społeczne zaufanie:
zaledwie 8 proc. osób obawia się przypadków chuligaństwa, w porównaniu z aż 56
proc. w porównaniu z poprzednim badaniem.
Mimo zwiększenia
się liczby uczniów szkół wyniki osiągane w nauce są lepsze: w Peterborough
egzaminy GCSE zdało ostatnio z dobrymi wynikami 57,7 proc. uczniów w porównaniu
z 37,2 proc. w roku 2008. Polacy także rzadziej niż inne narodowości korzystają
z publicznej służby zdrowia, zasiłki zaś pobierać może co najwyżej 20 tys. z
nich, tylu bowiem zarejestrowanych jako bezrobotni.
Mimo tego
zaledwie 33 proc. Brytyjczyków uważa, że unijne prawo swobodnego osiedlania się
i podejmowania pracy w innych krajach członkowskich jest czymś dobrym.
Społeczeństwo zawiodło się na politykach, którzy zapowiadali, że fala imigracji
będzie znacznie mniejsza – widząc jej skalę czuje się oszukane.
Kryzys
ekonomiczny sprawia zaś, że wszyscy są generalnie w nieco mniej tolerancyjnych
nastrojach.
Jak pisze The
Economist jest jednak spora różnica między tym, co się mówi o imigracji jako
zjawisku, a tym co konkretni Brytyjczycy mówią o znanych sobie imigrantach: na
szczeblu lokalnym imigracja jest akceptowana i uważana za zjawisko korzystne.
Tak jest np. w Corby, którego władze chcą, by populacja miasta wzrosła do 2030
r. o 100 proc.
Gęsto zaludnione
imigrantami Southampton w ciągu kilku lat zmieniło swoją strukturę społeczną, a
co za tym idzie – widoki na przyszłość. Z podupadającego miasta ze starzejącą
się populacją stało się prężnym ośrodkiem zamieszkałym przez młodych. Przy tym
jednym z najszybciej rozwijających się miast na Wyspach. Podobnie jest w
Peterborough, Portsmouth czy nawet Reading; przykłady można by długo mnożyć.
Polacy, którzy
przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii są także dobrze i bardzo dobrze wykształceni.
W swojej nowej
ojczyźnie pracują i pną się po szczeblach drabiny społecznej. Mimo to
niekoniecznie ktoś docenia to, co dla swojej nowej ojczyzny robią.
Jak pisze The
Economist wniosek z tego taki, planujący na nowy 2014 rok imigrację do UK,
Rumuni i Bułgarzy niekoniecznie będą mieli tu łatwo, ale z drugiej strony jak
przytacza jednego z zasłyszanych miejscowych, to nie imigrantów tu nie lubią,
tylko imigracji.

Autor: Karolina Skalsk, na podstawie materialu The Economist & emito.net
- Reklama -

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Napisz komentarz
Wpisz swoje imię tutaj